Podróż, do której chcę Was zaprosić jest dość niebezpieczna, trudna i ryzykowna. Podróż, która ma swoje imię – twórczość. Intrygowała ona od zawsze wielu psychologów, filozofów, muzykologów, teologów. Człowiek twórczy w dzisiejszych czasach jest bardzo ceniony i poszukiwany. Jednak w myśl św. Jana Pawła II, każdy z nas jest twórcą swojego życia. Obserwując dzieci, które są wchłonięte w permanentny proces twórczy chciałabym, aby tego nie utraciły. Jak pozostać lub stawać się twórczym? Dokąd podróżować, jak i z kim? Pragnę przyjrzeć się temu procesowi, nie z perspektywy badacza, ale kompozytora. Spróbuję znaleźć słowa na to, co tak trudno wyrazić, zdefiniować. Ale być może taka podróż może pozostać ciągle nieodkrytą tajemnicą.

Przypatrzmy się słowu „twórca” – w języku polskim spokrewnione jest ze „stwórcą”. Natomiast słowo „colere” z języka łacińskiego – uprawiać, dbać, pielęgnować, w polskim tłumaczeniu oznacza kulturę. Patrząc z tej perspektywy twórca jest w ciągłym kontakcie z Kimś kto wyposaża go w narzędzia – dary potrzebne do uprawiania wnętrza. Idąc za tą myślą nasuwa się pytanie – jak powinna wyglądać uprawa tego wnętrza? Jest ono jak wspomniane we wstępie dziecko – chłonne i otwarte, pełne wrażliwości i tajemniczości. Zadające pytanie „a dlaczego?”, „a po co?”. W tych wszystkich pytaniach pojawia się nieustanna potrzeba porządkowania, układania, dochodzenia do wniosków i wyrażania w dziele. Wyrażania dzięki pewnej sile, tzw. imperatywowi twórczemu, który pozwala „urodzić” dzieło – jak matka. Dajemy dziecku to co uważamy, że jest dla niego najlepsze. Chcemy pokazać mu wspaniałą muzykę, literaturę, piękne obrazy, a także zachwycającą przyrodę i naturę. Jest to trudne w codzienności pełnej konformizmu, ale możliwe, by świadoma praca nad wnętrzem stawała się codziennością.

Nieodłącznym czynnikiem kreującym twórcę są uczucia i emocje, które nie noszą znamion oceny moralnej. Nie są dobre ani złe. Po prostu są. I sukcesem jest to, jeśli ktoś je potrafi nazwać. Uczucia i emocje rysują mapę naszej głębi, kierunkując proces twórczy. To one pozwalają nazwać dźwięki, słowa, kształty, kolory.

Twórcę tworzy i miłość, i cierpienie. Historia pokazuje wyzwalającą moc cierpienia. Mówi się, że artysta który nie cierpi, nie jest artystą. Cierpienie uszlachetnia. Wszystko wpływa na jego wnętrze – to co widzi, słyszy, odczuwa. Słowem to, czym się karmi. Nie tylko żyje, ale przeżywa, smakuje przeżycia. Zbiera doświadczenia i poznaje swoje granice. Wyraża cierpienie w dziele, aby ujście znalazło to co trudne. Często ucieka by „schować się ” i rozeznać co jest dobre, czego pragnie jego dusza, umysł. O cierpieniu pisała m.in. Sofia Gubaidulina w muzycznym dziele Pasja wg. św. Jana, Valentin Silvestrov w Requiem for Larissa i wielu innych. Podobnie jak cierpienie, miłość także wyzwala. Miłość była, jest i będzie inspiracją dla wielu artystów. Aleksander Lasoń mówi, że wszystkie jego utwory płyną z miłości, a zwłaszcza V Symfonia Tao.

W pracy nad wnętrzem nie mogę nie wspomnieć o dwóch ważnych dla mnie wymiarach. Pierwszym jest dbanie o duchowość. Z pewnością każdy twórca znajduje do niej swoją drogę. Z mojego punktu widzenia, wyjściem jest contemplatio. Zatrzymanie nad tym, co ważne dla mojego wnętrza – kontakt ze Stwórcą oraz modlitwa, która harmonizuje, układa, wydobywa. Dzięki niej tworzenie staje się już nie tylko pracą, ale czymś więcej. Praca nad całością swojego człowieczeństwa czyni osobę spójną i zaangażowaną we wszystkich wymiarach życia. Drugim ważnym dla mnie czynnikiem jest inspiracja macierzyństwem, którym zostałam obdarzona. Jest ono jak dotknięcie pewnej tajemnicy, cudu stworzenia. Noszenie, wydanie na świat i kształtowanie „melodii” tej tajemnicy wypełnia świat wewnętrzny ogromną, czystą radością. Wnętrze poddaje się pracy nad najwyższą wartością i znajduje sens istnienia. Czuje się częścią Boga, wszechświata, świata. Czuje moc stwarzania i przenosi ją do twórczości. Dziecko ukazuje świat niezniszczony, świat pełen emocji, których porządek leży głęboko w naturze. Obserwacja i zachwyt nad dzieckiem dają możliwość napełnienia się nim i pozwalają bardziej świadomie przeżywać macierzyństwo. Macierzyństwo, które nie przeszkadza twórczości, ale pomaga ją wzbogacić i wypełnić.

Oprócz pracy nad wnętrzem do stworzenia dzieła potrzebny jest warsztat, na który składa się kilka czynników. Namacalnym dowodem porządkowania wnętrza przez artystę jest forma dzieła. Często, według wcześniej utworzonego dokładnego planu w połączeniu z nieodpartą intuicją, kompozytor wybiera swoistą dla siebie harmonię, melodię, rytm oraz inne czynniki determinujące utwór. Przekłada on swój introwertyczny świat na papier, by w ekshibicjonistyczny sposób pokazać go światu zewnętrznemu. W przypadku dzieła muzycznego proces twórczy nie kończy kompozytor, ale wykonawca. Inaczej niż w dziele malarskim bądź literackim, twórca muzyki zmierza się z czasem – z dziełem które trwa.

Czy twórca myśli o tych wszystkich wymienionych sprawach w trakcie tworzenia? Powtarzam za Wojciechem Kilarem – nie, myśli o warsztacie. Od siebie dopowiem, że podświadomie, intuicyjnie oddaje to, czym się wcześniej nakarmił. Proces twórczy jest formą powołania i wymaga pasji oraz poświęcenia. Spoglądając na siebie zastanawiam się jak mogę uprawiać, jak siać, czym się karmić, aby podarować komuś piękno, a zarazem aby wypełnić siebie i być wdzięcznym za dar, który jest tajemnicą, także dla samego twórcy. Dar ten nie jest zarezerwowany dla wybranych, ale każdy jest powołany, aby być twórcą swojego życia, by na końcu powiedzieć „wykonało się”. Dokąd podróżować? Tak długo aż dotrzemy. Aż głębia stanie się przestrzenią, rozszerzoną przez szlachetne myśli. Dopóki scali nas wieczność.

Sonia Brauhoff

 

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close